I kilka pstyków:
wtorek, 3 maja 2011
Dzisiejsze perypetie
Dziś pogoda była nie najlepsza. Na szczęście po południu wypogodziło się, więc wzięłam psa i wspólnie wyruszyłyśmy na spacer. Poszłyśmy do lasu niedaleko Iny. Funia wyszalała się, przepłoszyła żurawia, goniła sarnę. Ja rzucałam jej patyki i szyszki, ale szybko się tym znudziła. Więc korzystając z okazji, że okolica jest przecudna, porobiłam zdjęcia, nazrywałam sobie kwiatów. Miałam jeszcze kilka świetnych ujęć, chciałam pstryknąć fotkę sarnie, no ale oczywiście musiała zadzwonić Martyna. Bo miała mi tyyyyyyle do opowiedzenia o tym jak nawaliła się na dwóch imprezach i kogo na nich przelizała. Na imprezach, na które nie raczyły mnie wziąć, nawet nie powiedziały że jadą, mendy :( No i oczywiście poszły na jeszcze jedną imprezę. Nie chciałam iść, mnie nikt nie zapraszał, poza tym, mimo wszystko jest zimno i nie czuję się najlepiej. Kiedy wróciłam, mama kazała mi iść przykryć magnolię, żeby nie zmarzła, no i oczywiście zaatakowała mnie furtka. Kiedy ją otwierałam to odskoczyła i cały impet został skierowany na mój kciuk. Ała! Potem pomagałam mamie piec ciasto którego nie lubię. Kiedy skończyłyśmy to oglądałam TV, leżałam na kanapie i się trzęsłam, bo nie chciałam się przykryć kocykiem, bo od razu bym zasnęła. Pomimo tych wszystkich perypetii dzień był na +
I kilka pstyków:
I kilka pstyków:
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz