czwartek, 27 października 2011

Brak weny...

            Ostatnio brak mi weny do pisania, do życia, do czegokolwiek...      Mam jedynie ochotę, zawinąć się w  kocyk, zwinąć w kłębek na jakimś cichym strychu daleko od świata i ludzi, zostać tam wśród gratów, aż kurz przykryje mnie grubą warstwą.
Rano wstanę zmaltretowana, pójdę do szkoły i będę szczęśliwa, jak gdyby nigdy nic... Bo to wy dajecie mi szczęście. A potem wrócę do domu i wszystko znowu straci sens.
Wstać
Przeżyć
Zasnąć


I kolejny szary dzień

Zgorzkniałam. Nie wiem czy Cię znienawidzić i po prostu powiedzieć ci żebyś spierdalał, bo nie chcę więcej cię widzieć, czy spróbować to naprawić. Ale ostatnio chcę tylko robić Ci na złość. Mówisz, że się zmieniłam - nie jestem ptaszkiem w klatce, chcę żyć po swojemu. Nie ufasz mi, nie wierzysz we mnie, choć kiedyś tak mi na tym zależało - teraz mówię trudno. Nie mam ochoty dawać Ci kolejnej szansy. Czas to skończyć. Nie będzie więcej bólu, łez, zmartwień i dołka z Twojego powodu. Koniec. Koniec tego toksycznego związku. Gdy czasem o Tobie komuś wspominam, nie wiem czy mam mówić przyjaciel, były przyjaciel, kolega... Mówię więc "znajomy". Teraz mam nowych przyjaciół, którzy akceptują mnie taką jaką jestem, nie próbują mnie zmieniać, nie pytają o przeszłość. Właściwie ty też nie pytałeś, ale tkwiłeś ślepy i głuchy na to co było dla mnie ważne, co chciałam ci powiedzieć, pokazać. I tak utkwiłeś w tej przeszłości, jesteś już historią. Teraz rozpoczynam nowy rozdział w życiu, ważny rozdział -bez Ciebie.

Muszę kiedyś opowiedzieć Komuś o tym,
jak straszna bywa tęsknota,
czarna pustka
i głuchy żal
-
i może o tym,
że to kiedyś przemija
Przeminęło



                 Coraz częściej zastanawiam się nad wyjazdem do Australii. Na stałe. W Polsce nie widzę przyszłości dla siebie. Żal mi będzie opuszczać kraj, te wszystkie miejsca, które tyle znaczą. Przecież gdzie się nie ruszę, tam są setki wspomnień. Ale cóż... Nie wspomnieniami się żyje. Jestem już prawie dorosła. Czas zacząć podejmować dorosłe decyzje.
Teraz muszę tylko wykuć angielski. Potem chyba Norwegia, żeby zarobić na lot, urządzenie się i pierwsze miesiące życia w Krainie kangurów, dopóki nie znajdę pracy. A potem jakoś to będzie.



niedziela, 18 września 2011

I'm comeback! - po wakacjach ;P

            Zainspirowana Nirvaną - Smells Like Teen Spirit stwierdziłam, że czas najwyższy opisać co robiłam przez ten cały czas.
Więc...

           Najpierw było zakończenie roku szkolnego. Średnia 5,13, polonez, zorganizowanie apelu... I ten niezapomniany tekst mojego taty - "Ola zawsze jak była mała, to siedziała przed telewizorem i oglądała, bajki tego Dextera. Mówiłem na nią supermózg..." Ze śmiechu się popłakałam xD
A potem trzeba było się pożegnać z najwspanialszą 3c ;(
Następnie przejażdżka stary-nowy ze świadectwami i  do domciu.
         
Zaczęły się wakacje - dość deszczowe i nieciekawe. Byłam kilka razy na Miedwiu, kilka misji w Strumianach (zaginiona Dżuma), leniuchowałam. Dopiero końcówka lata okazała się pełna wrażeń ^^
            23.08 - robię wjazd z Martyną na Kluki. Uprzedzono mnie że to wiocha z prawdziwego zdarzenia - krowy, świnie itd. ale jednak jakoś inaczej to sobie wyobrażałam. Przez pierwsze godziny byłam nieco przerażona, potem się zaaklimatyzowałam. Pierwszą rzeczą po przyjeździe było wysprzątanie pokoju (zostałyśmy też nastraszone szczurami). A potem pojechałam przyczepą na pole i rwałam buraki dla krów, które mieszkają w oborze. Potem z Martyną byłam sprawdzić czy żadna krowa nie uciekła z pastwiska. Jakoś w międzyczasie spotkałyśmy Emilę i Julkę. A wieczorem... było mega. Zapoznałyśmy się z chłopakami, woziłyśmy się wypasionymi "brykami", %. Powrót ok. 3 i zjebka. Więcej Julki nie widziałam.
Nazajutrz obudzono nas o 8 rano za karę i miałyśmy czas do 22. Ale dałyśmy radę! Przespacerowałyśmy się nad jezioro. Poznałyśmy Bogdana, jednak nie zaprzyjaźnialiśmy się za bardzo, bo warunki nie sprzyjały. ;)
Czwartek. Oczywiście trzeba było zrobić pamiątkowe foty, ale gdzieś zapodział się kabel od aparatu i do tej pory ich nie mamy. A wieczorem szalałyśmy Patrolem po polach. I oknem się uciekało ;)
Piątek był w miarę spokojny, jednak na odchodne usłyszałyśmy że mamy więcej tam nie wracać. W sobotę rano już nas nie było.



 
         30.08 też nie był grzecznym dniem. Zdjęcia mówią same za siebie. Poznałyśmy też nową koleżankę Paulinę.


          Wakacje się skończyły. Czas się uspokoić, szaleństw już mam dość. 1g wita! Okazało się że mam w klasie pozytywnie zakręconych ludzi.
Na lekcji religii daliśmy popis śpiewu i każdy dostał 5 ;D
Na PO mieliśmy lekcje wykonywania opatrunków i bandażowaliśmy się z Karolem.
Planujemy też wycieczkę integracyjną.

          I rzecz dzięki której jestem szalenie szczęśliwa - nie idę do szpitala!


wtorek, 31 maja 2011

Koniec rehabilitacji

Ostatnio nie miałam czasu pisać, gdyż bardzo efektywnie nadrabiałam czas stracony w szpitalu :P Jaśniej mówiąc imprezowałam.

Kiedy jeszcze byłam w szpitalu, a Aga już wyszła mi i Karoli strasznie się nudziło. Efekty są takie:

Warkoczyki mi się znudziły i na drugi dzień je zdjęłam. Potem ogromną frajdę zapewniły nam odwiedziny Dzióbka i Oliego bo przynieśli słodycze, żebyśmy nie pomarły z głodu ;) Mniam :P
Była jeszcze czekolada ale...
A potem wyszłam na przepustkę. Oj działo się, działo...
Obowiązkowo zaliczyłam imprezę nad Iną. Na dodatek Bancio stawiał. Wróciłam o 5 ^^ W zasadzie jak szłam na i jak wracałam było prawie tak samo jasno :D

I znowu wróciłam do szpitala na kilka dni. Ale w czwartek już wyszłam. Dzięki Bogu!

W piątek pojawiłam się w szkole. Kiedy wchodziłam powitało mnie chóralne "ooooooooooooooo" w wykonaniu większości chłopaków z mojej klasy. :D Stęskniłam się strasznie za wami :***
Wszyscy cieszyli się z mojego powrotu, usłyszałam masę miłych słów.

Zaczął się weekend. Trzy wieczory spędziłam w Strumnianach z Martyną. Piątek zupełnie przypadkowo, bo Nyksiu, Duni i Bodzio nas wzięli. Tam umówiłyśmy się na sobotę. Soboty w połowie nie pamiętam ^^ Ale mam zdjęcia sprzed impry (ta bluzka nie jest już tak biała ;/ )



A w niedzielę opowiadaliśmy to co się działo. Każdy tyle ile pamiętał.

I znowu szkoła. Nic ciekawego się nie działo. Odmówiłam tylko pisania sprawdzianu z gegry. Piszę jutro. Większość czasu spędzam z tym wariatem Olim. Na wychowawczej nudy się skończyły. Miałam dzisiaj rajstopy. Miałam. Zaciągnęły się o krzesełko i poszło mi oczko. Rymarz uznał więc, że zostanie projektantem mody i zrobi mi emorajstopy. Zaraz rzucili się jeszcze Hubert, Szulcik, Leon i Pietras. Po tych nieszczęsnych rajstopach zostały tylko strzępy. Ale zapobiegawczo wzięłam drugie... w których też poszło oczko. Resztę dnia spędziłam "goła" a chłopacy się nabijali, że "Teraz sama natura". Czuby :P
I reszta fot.

sobota, 14 maja 2011

Jak mija mi czas w szpitalu


     W szpitalu wcale nie jest tak źle. Mam fajne koleżanki, odwiedzają mnie znajomi, mamy miłego rehabilitanta pana Grzegorza (który twierdzi, że to my mamy dziwne skojarzenia a to on je ma ;p ), 3 proste lekcje dziennie. Zawsze robimy jakąś zwałę, śpiewamy piosenki o Joli (To Jola, bogini seksu, jest napalona...) i te nasze wieczorne rozmowy. Po zajęciach mam masę czasu na nudy. Od 14:15 nic nie robię. Najbardziej czekam na odwiedziny. To główny punkt dnia, bo to one wypełniają tę pustkę.



Dziękuję mojemu kochanemu wariatowi za to, że mnie odwiedza i dzwoni po nocy. ;* Bez Ciebie byłoby mi dużo smutniej.



Chociaż czasami mam ochotę uciec stamtąd i skryć się bezpiecznie w czyichś ramionach, które ochronią mnie przed całym światem. Bo czasem w szpitalu łapię mega doła. Bo mam aż nadto czasu na przemyślenia. Kiedy tak myślę to zdaję sobie sprawę jaka jest prawda. A prawda jest gorzka i boli ;(

Foty też są.


Z Agatą
Aga i Karola
Ściany przy moim łóżku
Widok za oknem
Ambitne riposty nad zlewem
Gwiazdy w wykonaniu Filipa xd

Atak na Kliniska

       Tak właściwie zapomniałam wspomnieć że w minioną sobotę wybrałam się z Paulą i Martyną do Klinisk, bo moje kochane wariatki stwierdziły, że skoro w szpitalu mnie nie karmią to one to zrobią.  Wiec pojechałyśmy na hamburgery ;D I tak jechałyśmy, jechałyśmy, jechałyśmy..... Nie przejechałyśmy jeszcze połowy trasy a Martyna już chciała zostać w lesie i poczekać aż my tam pojedziemy same i przywieziemy jej żarcie. Ale nie ma tak łatwo. Kilka kilometrów dalej zatrzymała się na poboczu wcisnęła mi rower i pobiegła w las. Do tej pory nie wiem co ona tam robiła, bo na pewno nie sikała xD
Jakoś w końcu dojechałyśmy. Wbijamy się do baru "Pod Borem", spoglądamy na menu i ceny nas załamały. Jedyne co się opłacało kupić to chyba kaszankę z cebulką za 6 zł hahaha. No ale w końcu zdecydowałyśmy się na cheeseburgery i pepsi. Wyszłyśmy na zewnątrz. Pierwsze co zauważyła Paulina to miseczkę z cukrem, który chciała schować do torebki. Potem "doprawiłyśmy" Martynie hamburgera. Jak już wracałyśmy to z nudów porobiłyśmy foty przy znaku. Okazało się, że było tam ogromne mrowisko i było słychać jak mrówki chodzą. A potem na cały głos śpiewałyśmy "Stokrotkę" i różne inne, dziwne piosenki.
Obowiązkowo zrobiłam foty.






sobota, 7 maja 2011

Przepustka :D

    Boże jak ja się cieszę, że jestem w domu!!!!
Zacznę od początku. W czwartek pojechałam do szpitala. Godzinę i pięć minut czekałam na przyjęcie, potem zakładali mi kartę, więc trochę to trwało. W końcu zaprowadzono mnie na oddział i do mojej sali. Wyobrażałam to sobie trochę inaczej. Cztery łóżka, cztery szafki, cztery całe popisane ściany, kosz i zlew. Na sali mam Jolę, Agatę i Karolinę. Jedzenie wiadomo - bleeeee. Byłyśmy głodne to poszłyśmy do Magnuma na frytki ^^. Nie było nas raptem 20 minut a taki opieprz dostałyśmy od pielęgniarek... Ordynator za to się z tego śmiał :P Cztery razy dziennie chodzę na ćwiczenia, mam 3 lekcje (geografię z panem Zalicińskim ^^), bicze wodne i gorące okłady na prawą nogę, bo jest krótsza. Gdzieś tak od 15-16 już się nudzimy.
Ogólnie jest w porządku tylko przymieramy głodem i z nudów. Więc niech wszyscy wbijają
Staszica 16
piętro 3
sala 4
łóżko po lewej pod oknem ^^
godz. 15-20
Jako łapówki przyjmuję prowiant, płyty z muzyką i ewentualnie jakiegoś kwiatka czy inne badziewie :P
Czekam na was!!

Za tydzień wrzucę jakieś foty z pobytu, bo muszę jeszcze znaleźć ładowarkę do fona ;**

środa, 4 maja 2011

Szpital

        Jutro idę do szpitala. Tak się cieszę, że tylko sz.... ehh, lepiej nie kończę. Bo to nie miało być tak! Miałam się z całą klasą pożegnać, a tu prawie nikt nie wie. Masakra. Nie chcę i już ;(  Tam na kompy są kolejki! Nie będę miała kontaktu ze światem, bo wiem, że nikt mnie nie odwiedzi. Mama mi powiedziała, że do mnie nie przyjedzie bo i tak w weekendy będę w domu, a jak zatęskni to zadzwoni. Poza tym nie mam stroju kąpielowego, bo tam są zajęcia na basenie. Chociaż z drugiej strony jest basen, masaże, odpocznę od szkoły, rodziców... Tak, pobyt w szpitalu ma też plusy. Mam jednak nadzieję, że ktoś mnie odwiedzi :*

wtorek, 3 maja 2011

Leśna piaskownica

     Korzystając z ładnej pogody razem z moją siostrą i jej córeczką poszłyśmy na spacer do lasu. Mam jedno swoje ulubione miejsce, gdzie jest świetna polana i dół z piaskiem, takim jak na plaży. Wzięłyśmy więc zabawki i poszłyśmy. Po długiej drodze (jakieś 2 km w las) zza zakrętu ukazała się polana. Wyjęłyśmy małą z wózka, wzięłyśmy zabawki  i poszłyśmy do "piaskownicy". Ale że z Weroniki jest taki mały "Jasio Wędrowniczek", to zaraz zaczęła zwiedzać teren, a w tej piaskownicy nawet się nie pobawiła. Ganiała trochę z psem, przewracała się, właziła na różne górki. W pewnym momencie usłyszała lecący samolot i bidulka się przestraszyła. W końcu słońce zaszło za chmury, zrobiło się zimno i wróciłyśmy do domu.
Fotorelacja ze spaceru:













Dzisiejsze perypetie

       Dziś pogoda była nie najlepsza. Na szczęście po południu wypogodziło się, więc wzięłam psa i wspólnie wyruszyłyśmy na spacer. Poszłyśmy do lasu niedaleko Iny. Funia wyszalała się, przepłoszyła żurawia, goniła sarnę. Ja rzucałam jej patyki i szyszki, ale szybko się tym znudziła. Więc korzystając z okazji, że okolica jest przecudna, porobiłam zdjęcia, nazrywałam sobie kwiatów. Miałam jeszcze kilka świetnych ujęć, chciałam pstryknąć fotkę sarnie, no ale oczywiście musiała zadzwonić Martyna. Bo miała mi tyyyyyyle do opowiedzenia o tym jak nawaliła się na dwóch imprezach i kogo na nich przelizała. Na imprezach, na które nie raczyły mnie wziąć, nawet nie powiedziały że jadą, mendy :( No i oczywiście poszły na jeszcze jedną imprezę. Nie chciałam iść, mnie nikt nie zapraszał, poza tym, mimo wszystko jest zimno i nie czuję się najlepiej. Kiedy wróciłam, mama kazała mi iść przykryć magnolię, żeby nie zmarzła, no i oczywiście zaatakowała mnie furtka. Kiedy ją otwierałam to odskoczyła i cały impet został skierowany na mój kciuk. Ała! Potem pomagałam mamie piec ciasto którego nie lubię. Kiedy skończyłyśmy to oglądałam TV, leżałam na kanapie i się trzęsłam, bo nie chciałam się przykryć kocykiem, bo od razu bym zasnęła. Pomimo tych wszystkich perypetii dzień był na +
I kilka pstyków:
















sobota, 30 kwietnia 2011

Wycieczka po okolicy

      Dzisiejszy dzień minął mi bardzo pozytywnie ;) Spędziłam go głównie na świeżym powietrzu. Najpierw z mamą sadziła magnolię, a później podlewałyśmy świerki. Wstawiłyśmy strumień na drobne kropelki i wtedy zaczęło mocno wiać w naszą stronę. Całe zmokłyśmy.

Kiedy wyschłam poszłam do ogrodu. Powylegiwałam się się na trawce, rzucałam patyk psu, sprawdziłam jak rosną mi uprawy. A jaki dobry szczaw jadłam! W poniedziałek ugotuję szczawiówkę ;p
Potem byłam na spacerze z siostrą Patrycją i siostrzenicą Weroniką. Zrobiłam też "kilka" fotek.

piątek, 29 kwietnia 2011

Bez

      Dzisiaj czuję się beznadziejnie. W nocy miałam okropny sen, obudziłam się o 4:42 cała roztrzęsiona. Przez to cały dzień mam doła ;/ Nie mam na nic siły. Chyba wezmę kocyk i pójdę na  ogródek się poopalać. Chociaż z drugiej strony trochę wieje. Jedynym plusem dzisiejszego dnia, jest to że mam ładny bez w kuchni :)

czwartek, 28 kwietnia 2011

Ale ze mnie śpioch...

                Właśnie przed chwilą się obudziłam. Wiem, wiem, że jest 21 ale jak wróciłam ze szkoły byłam taka padnięta, że o 16:30 usnęłam. Przez to znowu przepadł mi fitness ;( Jak tak dalej będę opuszczać to takie ćwiczenie nie ma sensu. Muszę wziąć się do roboty. W międzyczasie siedzę i przeglądam katalog w poszukiwaniu ładnych perfum dla Oliego. Jeszcze trzeba się do szkoły ogarnąć ;( Ale i tak na trzech lekcjach mam próby więc nie będzie tak źle. No i jeszcze muszę znaleźć zeszyt od fizyki, bo nie wiem gdzie go posiałam, a pani jutro zbiera. Jak tak czytam tego posta to widzę, że zupełnie nie ma on sensu, więc kończę i idę spać.  ;*

środa, 27 kwietnia 2011

Na życzenie Filipa opowiedanie w pół godziny.

 Opowiadanie, które miałam napisać w pół godziny bo założyłam się z Filipem. Osoby wrażliwe niech tego nie czytają ;)

Wcześnie w domku

           Dzisiaj wcześniej w domku bo urwałam się z anglika ;)
Właściwie to tak zupełnie przypadkowo wyszło. Przez 3 lekcje mieliśmy próby do przedstawienia na 3 maja. Gdy po ostatniej, z samego dołu doczłapałam się na samą górę, zobaczyłam, że pod klasą nikogo niema. Ucieszyłam się i schodzę na dół. Na 2 piętrze patrzę, a tu Dzióbek rozmawia z naszą wychowawczynią, a obok czeka na niego Rolas. To zagadałam do niego:
- Już myślałam, że całą klasą spieprzamy z angielskiego...
- No bo spieprzamy.
- No co ty?! Ale fajnie!
- Dawaj na dół. Dzióbi, nawet Olga idzie.
Jak zeszliśmy do szatni to Hubert powiedział, że on zostaje. Dzióbek też nie chciał iść, bo i tak miał zwolnienie z 20 minut, a ma już dużo nieobecności. Andzia szła do domu, Szulcik też już zaginął w akcji. Rymarz zaczął prosić Dzióbka, żeby też poszedł. W końcu przerwa się skończyła i wyszłam myśląc sobie: "Oni niech robią sobie co chcą, ja tu nie zostanę". Ale jak przyszło co do czego to prawie nikt nie uciekł. Jak zwykle.

No więc ja poszłam do tego swojego Oriflame. Po drodze już planowałam sobie co będę robić przez te 3 godziny. Właściwie i tak nie miałam kasy, nie chciało mi się w taki upał szlajać po mieście, a na wcześniejszy autobus bym nie zdążyła. Akurat spotkałam tam panią Ewę, która podrzuciła mnie do domu.


Teraz chcę się postarać, żeby w miarę możliwości pisać codziennie. Mam nadzieję, że mi się uda ;)

wtorek, 26 kwietnia 2011

Szkoła...

      Jutro kolejny, nudny dzień w szkole. Właściwie to teraz 3 dni, po majówce 3 dni, idę na 3 tygodnie do szpitala i do wakacji 3 i pół tygodnia. W sumie w szkolę będę jeszcze 23 dni (coś sporo tych trójek...).  No i mam dylemat bo nie wiem czy się smucić, czy cieszyć. Z jednej strony to tylko 23 dni do wolności, słodkiego lenistwa, spania pod namiotem, wylegiwania się na plaży i taplania w Miedwiu... Ale zostały mi tylko 23 dni z moją kochaną klasą. Naprawdę nie wyobrażam sobie, jak to będzie bez nich ;( Strasznie się z nimi zżyłam, świetnie się dogadujemy i razem bawimy. Jak sobie pomyślę, że mam was wszystkich stracić to chce mi się ryczeć ;( 
Kocham was! Zrobię wszystko, żeby kontakt nam się nie urwał! ;** <3

Wielkanoc

        Tegoroczne święta minęły mi bardzo miło. Wczoraj była dyskoteka, dzisiaj odwiedziliśmy babcię. Usłyszałam u niej przerażające historie, zabawne anegdoty, zjadłam specjały babci i było bardzo pozytywnie.

        Nawiązując do dyskoteki. Na początku była straszna stypa, nikt nie chciał tańczyć, ale później jakoś się rozkręciło. Sama też się rozkręciłam i wywijałam na parkiecie jak nigdy. Jak puścili Shakira - Loca to pozbyłam się wszelkich zahamowań i to co tak robiłam... aż brak mi słów ;) W domu byłam o 3.


                Jak widać na załączonym obrazku - przefarbowałam się. I tak kolor już mi trochę zszedł i nawet mam 1 cm odrosty, chociaż farbowałam się miesiąc temu.

                Idę do szpitala na rehabilitację. Na 3 tygodnie. Masakra... Nie wiem jak ja to przeżyję. Nie dość, że do końca roku szkolnego zostało tak niewiele czasu, to jeszcze ograniczają mi go. A chciałabym jak najlepiej wykorzystać go z moimi kochanymi wariatami z 3c ;( Bo po wakacjach już się nie zobaczymy ;(((

środa, 9 marca 2011

Dzień kobiet!

Wczoraj był Dzień kobiet i było po prostu zajefajnie!!!!
Dostałam gerbera, małą żółtą różyczkę i wielką, piękną, czerwoną różę. Teraz wiszą pod sufitem (na karniszu) i się suszą. Martyna dostała gerbera i żółtego tulipana ale ktoś jej ukradł xD Razem z moją wariatką poszłyśmy na zebranie Koła Gospodyń Wiejskich. Towarzystwo 40+ hehe ale jakoś się później rozkręciło. Martyna cały czas wpieprzała ciasto, cukierki Ferrero Roche i Rafaello. Później przyjechał mój tata-sołtys i udało nam się ustali że co sobotę będą imprezy na sali :D Pierwsza jak się skończy post, czyli 30 kwietnia.

W związku z imprezami postanowiłam, że fajnie by było jakby Dziobek ze swoim zespołem dali u nas koncert ^^  Zapytałam go dzisiaj w szkole i powiedział, że zapyta chłopaków ale jemu pomysł się spodobał. Puścił mi też jedną z ich piosenek i są naprawdę za***iści ;D Tylko, że grają metal i nie wiem czy spodoba to się innym i czy przyszliby na koncert. Ale warto spróbować. Żebym tylko o tym nie zapomniała!!!

sobota, 26 lutego 2011

Takie tam małe zawirowanie w życiu ;)

Koniec ferii :/ Z jednej strony cieszę się, że zobaczę moją klasę bo stęskniłam się już za moimi wariatami ale z drugiej strony będą lekcje i pobudki o 6:20. W sumie przez ferie i tak nie zrobiłam nic konkretnego chociaż zawsze tyyyyyle planuję...

Założyłam sobie facebooka. Nie wiem po co mi to, jeszcze tego nie ogarniam całkiem. Paula mnie namówiła.

Dzisiaj 18 u Mateusza ;D Hehe zamiast się szykować to siedzę na kompie <żal> Jeszcze nie mam prezentu :/ Coś cienko to widzę heh

Miałam zrobić prześwietlenie kręgosłupa, ale jakoś czasu brakło. Pisałam trochę o tym z Olim i teraz żałuję. On teraz się martwi i wgl. a ja na to zlewam aż mi głupio jak on tak się dopytuje co ze mną, czy już byłam u lekarza. W sumie fajnie wiedzieć, że ma się kogoś kto się o ciebie troszczy i martwi. Głuptas ;**

I jeszcze kupiłam sobie starter z Orange. Kciuk mnie już boli od pisania esów :D

środa, 16 lutego 2011

Brak mi słów, brak łez...

    To spadło na nas tak nagle. Bez ostrzeżenia, bej jakichkolwiek znaków.
W piątek przyszłam na przystanek. Od razu zwróciła się do mnie Wiola:
-Wiesz co się stało? - zapytała. Nie wiedziałam o co jej chodzi. Bałam się zapytać.
-Wiesz co się stało?
- Nie... - odpowiedziałam.
- Olaf nie żyje. Powiesił się.
W tym momencie świat przestał się kręcić. Usiadłam na ławce, a po twarzy płynęły mi łzy. Podjechał autobus. Wsiadłam. Patrzałam w okno. Następny przystanek. Wsiadła Martyna. Zaczęłam płakać. Wioleta nie mogła mnie uspokoić. Po chwili płakałyśmy wszystkie trzy. Później się uspokoiłam. Ogarnęła mnie fala wściekłości, miałam ochotę coś rozwalić. Znowu zaczęłam płakać. I tak w kółko.

Gdy dojeżdżaliśmy do szkoły uspokoiłam się, wytarłam policzki. Już jakoś się trzymałam. Kiedy weszliśmy do szkoły zobaczyłam, że wszyscy są na czarno. Zobaczyłam schody na których rozmawialiśmy po raz ostatni. Miałam łzy w oczach, spuściłam głowę. Byle dojść do szatni. Ale nie dałam rady. W połowie korytarza zaczęłam płakać. W szatni rzuciłam plecak i osunęłam się na podłogę.


Poszłam pod klasę. Wszyscy na czarno. Cały korytarz milczał. Wszyscy zapłakani, z zapuchniętymi, czerwonymi oczyma, niewidzącym wzrokiem wpatrują się gdzieś w dal.

Na religię przyszła do nas dyrektorka z dwiema paniami psycholog z poradni. Płakaliśmy. Mówiliśmy o Olafie.

Marek poszedł Go odwiedzić w czwartek wieczorem. Ale dowiedział się że najlepszy przyjaciel nie żyje. W środę wieczorem, pomiędzy 21:30 a 22:00 poszedł do łazienki i się powiesił. Ponoć na ręczniku i pasku. Michał był u niego w ten sam dzień, popołudniu. Wszystko było w porządku. Nic nie było po nim widać. Nawet się nie pożegnał.

A w sobotę był pogrzeb. Nie płakałam, chociaż chciałam. Ale nie potrafiłam już płakać, brakowało mi łez.

A po głowie kołaczą mi się tylko dwa słowa: Olaf i Dlaczego?
Ciągle w to nie wierzę.
Mam nadzieję, że tam Ci lepiej.

wtorek, 8 lutego 2011

Już prawie rocznica....

Ehh.... już prawie rocznica a ja napisałam przez ten czas tylko te kilka postów. Żałosne. Ale cały czas pamiętam o tym blogu =)
Teraz chyba powinnam dokończyć historię rozpoczętą w poprzednim poście. Więc...
     Z Miśkiem wszystko skończone, bo w sumie to było tylko takie wakacyjne love, spotkaliśmy się kilka razy i tyle. Ale było cudownie, było mi z nim naprawdę wspaniale. Ciągle mi brakuje takiej bliskości, poczucia bezpieczeństwa, czułości jakie dawał mi On. Ale radzę sobie bez tego, chociaż czasami (ostatnio coraz częściej) mam ochotę tak po prostu się do kogoś przytulić. Jednak póki co hamuję się.

     Teraz jestem już w 3 klasie, zupełnie nowej, bo poprzednią nam rozbili. Jestem teraz w 3c i pasuje mi to, bo wszystkich (no prawie wszystkich) znałam już wcześniej i w sumie ta klasa bardziej mi odpowiada niż nasza "d". Tutaj czuję się akceptowana, lubiana, wszyscy są moimi przyjaciółmi. Kiedy idę na jakiś konkurs to słyszę okrzyki "Powodzenia!", "Trzymamy kciuki!" itp. Jak idę korytarzem wszyscy się do mnie uśmiechają. Kiedy wchodzimy do klasy to jestem już cala poturbowana, bo chłopacy jak przechodzą to jeden mnie szturchnie, drugi połaskocze, trzeci potarga włosy...
Kocham Was wszystkich, placki, i nie wyobrażam sobie bez Was życia!